Chcialabym sie nigdy nie urodzic. Nigdy nie umrzec. Zostac na zawsze osmioletnia dziewczynka. Bez smutkow i zalu - do ludzi, do swiata. Bez doroslych problemow. Nikogo nie stracic. Nie zakochac sie. Nie zostac porzuconym.
Bez smutku.
Bez radosci.
Ale co by to bylo za zycie? Moze jednak lepiej wyplakac sie w poduszke, by rano moc sie cieszyc z nowego dnia. Co sie dzisiaj stanie? Kogo nowego ponam? Czego sie naucze? Przyjaciela strace czy zyskam?
A planety szaleja, szaleja, szaleja. I smieja sie, smieja, smieja....
Kazdy z nas jest jak laneta. Krazy samotnie wokol swojego slonca. Nigdy drugiej planecie za bardzo zblizyc sie nie pozwoli. A jesli juz sie na to zdecyduje, to zderzenie zabije ije obie.
To ja jeszcze poplacze w te moja poduszke w misia wtulona. Przynajmniej misie nie rania.
Nawet jesli bym chciala odejsc, to nie moge.
Uciec w bezkresna przestrzen. Bez granic i bez panstw. Bez roznic kulturowych. Zeby bylo latwiej sie dogadac, latwiej zyc. Bo teraz latwo przyhcodzi tylko ranic. Palnac glupstwo... i po wszystkim. Nieprzemyslane slowaw, niepotrzebne gesty. Tyle razy to powtarzamy, ale jeszcze sie nie nauczylismy jak zyc razem. Nie obok siebie, ale razem. Nie niszczac tej drugiej planety i siebie za razem.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
4 comments:
Za duzo czytasz :)
Czytam?? Czego? Chyba raczej powinienes powiedziec, ze za duzo pisze, nie?
Ta poezia to od ciebie? Myszlalem ze z ksziazki, i dla tego napisalem ze duzo czytasz :)
Piszesz duzo? Nie! Tak akorát :)
...a czasami piszesz wrecz za malo... jak na potrzeby stesknionych czytelnikow:)))
wielu pogodnych porankow, Martus...
Post a Comment