Tuesday, July 11, 2006

Pewna letnia noca o czym mysle...

Chcialabym sie nigdy nie urodzic. Nigdy nie umrzec. Zostac na zawsze osmioletnia dziewczynka. Bez smutkow i zalu - do ludzi, do swiata. Bez doroslych problemow. Nikogo nie stracic. Nie zakochac sie. Nie zostac porzuconym.
Bez smutku.
Bez radosci.
Ale co by to bylo za zycie? Moze jednak lepiej wyplakac sie w poduszke, by rano moc sie cieszyc z nowego dnia. Co sie dzisiaj stanie? Kogo nowego ponam? Czego sie naucze? Przyjaciela strace czy zyskam?

A planety szaleja, szaleja, szaleja. I smieja sie, smieja, smieja....

Kazdy z nas jest jak laneta. Krazy samotnie wokol swojego slonca. Nigdy drugiej planecie za bardzo zblizyc sie nie pozwoli. A jesli juz sie na to zdecyduje, to zderzenie zabije ije obie.

To ja jeszcze poplacze w te moja poduszke w misia wtulona. Przynajmniej misie nie rania.

Nawet jesli bym chciala odejsc, to nie moge.
Uciec w bezkresna przestrzen. Bez granic i bez panstw. Bez roznic kulturowych. Zeby bylo latwiej sie dogadac, latwiej zyc. Bo teraz latwo przyhcodzi tylko ranic. Palnac glupstwo... i po wszystkim. Nieprzemyslane slowaw, niepotrzebne gesty. Tyle razy to powtarzamy, ale jeszcze sie nie nauczylismy jak zyc razem. Nie obok siebie, ale razem. Nie niszczac tej drugiej planety i siebie za razem.

4 comments:

Anonymous said...

Za duzo czytasz :)

Truskawka said...

Czytam?? Czego? Chyba raczej powinienes powiedziec, ze za duzo pisze, nie?

Anonymous said...

Ta poezia to od ciebie? Myszlalem ze z ksziazki, i dla tego napisalem ze duzo czytasz :)
Piszesz duzo? Nie! Tak akorát :)

Anonymous said...

...a czasami piszesz wrecz za malo... jak na potrzeby stesknionych czytelnikow:)))

wielu pogodnych porankow, Martus...