Wednesday, June 22, 2005

Jahoda a Praha


W związku z tym, że mój pierwszy post był po angielsku, to dzisiaj napiszę po polsku. Cieszycie się? Będziecie mogli sobie poczytać o przygodach truskawki w Pradze.
Dojechałam, a w zasadzie doleciałam cało i szczęsliwie, tylko Sudetów nie zauważyłam. Albo się tak skurczyły, albo byłam za bardzo zajęta czytaniem artykułu a Kwaśniewskim, który oczarował Polaków. To jest termin socjologiczny i bardzo mi się spodobał. Podobno zdarza się to bardzo rzadko, przykłądem był Kennedy. Ciekawe to bardzo, ale może nie dla wszystkich, także przejdę do głownego wątku.
Doleciałam do Pragi, na lotnisku czekała już na mnie Liduszka i jej Alesz. Zawieźli mnie do akademika (po czesku: kolej), dzięki czemu nie błądziłam pół dnia po obcym mieście, a potem poszliśmy na piweczko. W końcu to Czechy i okolicy akademika mam co najmniej 3 knajpy z piwem po 2 złote (18 koron). Niestety, nie będę miała zbyt dużo czasu żeby je zwiedzać, bo mamy okrutnie dużo nauki. A jutro mam pierwsze zajęcia z matmy, jestem przerażona. W przyszłym tygodniu ma być test, nie zrozumiałam nawet zagadnień: optymalizacja, równania różniczkowe i coś tam jeszcze. Chyba zrobiłam straszną głupotę z tą ekonomią. Kto to widział po politologii iść na ekonomię?? No cóż, zawsze miałam szalone pomysły. Spróbowac zawsze warto, najwyzej będę miała ciekawe wakacje w Pradze. W każdym razie niech się nikt nie zdziwi jak mnie spotka gdzieś w Urzędzie dla Bezrobotnych w niedalekiej przyszłości. Ale póki co, trzymajcie kciuki mocno, może się uda. Nie takich rzeczy zdesperowane truskawki potrafią dokonać :)

3 comments:

Rob said...

I can't understand a word of this!!! :-O

Truskawka said...

Really? That means that you're lazy and you don't try enough hard to learn Polish :)))

Anonymous said...

I understood everything :)