Monday, March 20, 2006

Eksplorujemy Europe Sr-Wsch

Poniedzialek, godz. 13:43. Siedze przy biurku, wymeczona i spiaca. Po cudownym weekendzie. Warto bylo. Nawet dzisiejsze katusze znosic.
Wyjechalismy w czwartek o 23.24, nieprzespana noc, mimo kuszetki. Caly dzien meczyl mnie bol glowy z tego zmeczneia, ale dzielnie znosilam wedrowke najpierw do hostelu a potem po miescie. Do tego deszcz. I zamieszanie z kolezankami, ktore zapomnialy wziac biletu. Amerykanka i Kanadyjka, nieprzyzwyczajone do podrozy pociagami, dostaly bilet i rezerwacje i doszly do wniosku ze bilet to tylko rachynek i zostawily go w domu. Dojechaly w piatek ok 17tej. Z opoznieniem 2 godzinnymi i problemami bo bilet mialy na inna trase.... Do tego zadna z nich nie aktywowala sobie roamingu. W koncu wieczorem spotkalismy sie w pubie w hostelu.
W piatek urzadzilismy sobie spacer po Peszcie, wzdluz Dunaju (ktory po angielsku brzmi na tyle inacze4j, ze myslalam ze chodzi o inna rzeke:)). Wieczorem ulica Andrassyego i Plac Bohaterow - pieknie oswietlony w nocy, wpisane na liste UNESCO. I wieczorem Pizza Hut :) (bylismy zbyt zmeczeni zeby szukac czegokolwiek) piwko w pubie. Tylko ja usypialam - reszta miala drzemke w ciagu dnia, a ja nie moglam zasnac.


Plac Bohaterow noca.


Sobota - ciag dalszy wedrowek. Zaczelismy od Bazyliki sw. Stefana (slynna z powodu przechowywanej tam relikwii - reki swietego....na marginesie: nigdy nie zrozumiem, dlaczego ktos przechowuje i uznaje za swiete czesci ciala). Potem wycieczka poza miasto - do Parku Rzezb zgromadzonych z czasow komunizmu, rowniez spoza Wegier. To glownie dla Roba, ale ja tez mialam frajde robiac sobie zdjecia z Leninem i Marksem. Po poludniu spotkalismy sie z Elizabeth i Tiffany, wspielismy sie na wzgorze zamkowe. Najbardziej podobala mi sie Baszta Rybacka - mury z bialego kamienia broniace niegdys miasta.


Baszta Rybacka.


Baszta Rybacka 2.


Niestety, nie weszlismy do Kosciola, bo byl za drogi, ani do zamku, ktory nie sprawil na mnie az takiego wrazenia. Dziewczyny zdecydowaly wrocic do hostelu na drzemke, a my na przechadzke po jaskiniach. Troche czulam sie tam niepewnie, ale mialam frajde. Podczas wojny schowalo sie tam 20 tysiecy (!!!) niemieckich zolnierzy. Wieczorkiem udalismy sie na kolacje - tym razem do wegierskiej restauracji. Niee, nie jadlam gulaszu. Zdecydowalam sie na tradycyjne risotto - pyszne! I na szczescie nie az takie ostre jak mozna by sie spodziewac.


Zamek - orzel, legendarny zalozyciel pierwszej dynastii wegierskiej (podobno zgwalcil krolewne i tak przyszedl na swiat pierwszy wegierski wladca).



W jaskiniach.


Ostatni dzien, niedziele spedzilismy na wspinaczce na Gore Gellerta z dwoma cudonymi pomnikami: sw. Gellerta oraz Wolnosci. Zobaczylismy tez slynne laznie, ale tylko z zewnatrz, bo Ksieciunio zapomnial mi powiedziec, ze mamy wziac kostiumy kapielowe. Dziewczyny rozplywaly sie tam w sobote, gdy my bylismy w Parku Rzezb. I spacer z powrotem do hostelu po rzeczy i na pociag. Pogoda w niedziele byla cudowna.... A wracajac widzielismy snieg lezacy na poboczach. Za to dzisiaj sloneczko pieknie swieci - i mam nadzieje ze tak juz zostanie i ze pozegnalismy zime. W koncu!


Pomnik Gellerta

Nad Dunajem


Tak w skrocie wygladal moj weekend. Oczekujcie na zdjecia - pojawia sie wkrotce! I wszystkim zycze rownie udanych weekendow. Nasz nastepny kierunek podrozy to Cesky Krumlov, a potem Wieden.

A na koniec: ja z rozowym telefonem :)

1 comment:

Rob said...

Slow day? ;)