Friday, February 16, 2007

RUN AWAY!!! I want to fly away

No dobra, nie jestem najlepsza w regularnym pisaniu, ale jak wszyscy juz zapewne wiecie, mam duzo pracy. A do tego cos w rodzaju depresji, ktora mecze wszystkich dookola tzn. glownie Roba.
Nie wiem, czy na tym polega dorosle zycie, ale ja w niczym nie widze sensu. Rano wstaje, ide do pracy, wracam, jem, ide spac. I tak w kolko az przyjdzie weekend, kiedy tez nie robie nic wyjatkowego. Nic, co byloby interesujace dla innych, co pozostawiloby po mnie slad.
Nie, zebym miala powodu do narzekania tak naprawde. Praca jest ok, jak to praca. Ale jedyne, co tak na prawde mi daje, to kasa. Tylko ze nie wiem, jaka praca dawalaby mi satysfakcje. Taki szarak jak ja raczej nie znajdzie nagle czegos wybitnego, pasjonujacego. Bo jak moge, skoro nawet nie wiem, co jest moja pasja.
Takze chodze do pracy, trace codziennie ok 10 godzin na cos, co wydaje mi sie bez sensu.
A do tego moj zwiazek osiagnal juz taki punkt, ze jest po prostu dobrze. Oczywiscie, czasem sie poklocimy, czasem spedzimy cudowny wieczor. Ale ogolnie jest po prostu ok. A ok dla mnie oznacza, ze just nie ma wzlotow, zadne z nas sie juz az tak nie stara o to drugie, bo wszystko zadecydowane - jestesmy razem, a wiec po co sie jeszcze wysilac....

I tak zyje z dnia na dzien bez nadzieji tak na prawde, ze moge cos zmienic. Bo przeciez nie jest zle, wiec po co ryzykowac, ze sie zmieni na gorzej.

Juz kiedys czulam sie podobnie, wtedy pojechalam do Szwecji i zmienilam chlopaka. Teraz nie chce powtarzac - zdecydowanie nie tej drugiej czesci. Chociaz czasem mnie kusi, ale ciii, nie mowcie nic Robowi. Z drugiej strony kusic kusi, ale ja nie podlegam tym pokusom, a to chyba najwazniejsze. Bo ja Roba kocham i chce z nim zostac, ale wszystko jest takie jakies dziwne, mdle, do niczego nie prowadzace - bez sensu po prostu... Czy ja gdzies zrobilam blad, czy zycie takie jest? Czy gdzies stracilam swoja szanse. Przeoczylam jakis zakret na drodze zycia. Oj, zaczyna sie robic poetycko, albo raczej "poetycko", bo ja zbyt poetycka nie jestem i nie umiem byc. W kazdym razie znak, ze trzeba wracac do pracy.

Mam nadzieje ze Wy radziceie sobie lepiej z zyciem.

6 comments:

Lims said...

Marta, to jest takie bardziej wspolne przezycie chyba - dotyczace wielu z nas, ktorzy zaczeli pracowac. Ja mam takie wrazenie, ze dopiero teraz zaczely sie schodki, jesli chodzi o samorealizacje i znalezienie wlasnej drogi. To nie jest latwe. Popatrz, jak niewielu ludzi jest spelnionych zawodowo... ale chyba najwazniejsze to nie zablokowac sie w poczuciu, ze nam sie cos nie nalezy, tylko po prostu szukac :) ja przynajmniej tak staram sie robic :) sciskam i powodzenia, trzymaj sie :)

Anonymous said...

Omlouvam se ze to napisu cesky, ale snad pochopite :)
Dlouhodobejsi vztah sice byva postupne fadnejsi a mozna i nudnejsi, ale je to docela prirozeny vyvoj, protoze oba si na sebe proste zvyknete. A v tom je zase ta sila vztahu, to vedomi, ze se muzete vzajemne o sebe oprit. A pri takoveto vzajemne duvere je cas na dalsi krok ... napr. rodina.

Anonymous said...

Martus,
Az chyba zaraz mejla Ci napisze... poruszylas lawine i nie zmieszcze sie na blogu:)

Honzo, co je z tvoji polstinou??
(btw, souhlasim s tebou:)... neuveritelne...)

Anonymous said...

To Marysia : Moj Polski idzie do ... bo juz do siebie niepiszemi :(

Truskawka said...

Honzo, určité maš pravdu. Jeno gdy človek ma krizu, všechno pro nij vypada špatne a ne pomatuje se na te dobre věcy. Do toho jsem holka a ne dokázu myslet logicky.

Anonymous said...

Marto, ale prava proto jsou zde znami a pratele, aby ti to pripominali a tak ti z te krize pomohli :)
A radeji nic nepis o neslucitelnosti logiky a zeny, protoze jinak se Marysia nastve :)